Promienie popołudniowego
słońca odbijały się od tafli jeziora sprawiając, że mieniła się różnymi
kolorami. Na trawie, niedaleko wody, siedziała dwójka nastolatków, a kilka
metrów za nimi, pod dużym i rozłożystym dębem, stała grupka gapiów, która
czekała tylko na rozwój akcji.
Taka sytuacja miała
miejsce zawsze, gdy się spotykali. Elizabeth Hudson i Jason Adams. Odwieczni rywale, których wszyscy znają jako
mistrzów ciętej riposty. Gdziekolwiek się razem by nie pojawili, to tam zawsze
na pewno wydarzy się coś ciekawego. Oboje uparci, nie potrafiący się przyznać
do błędu. Dumni i trwali w swoich postanowieniach.
Mijały sekundy, minuty i
godziny, a oni potrafili siedzieć tak cały czas. Żadne z nich nie ustąpi,
ponieważ każde z nich pragnie wygranej. Jednak, czy zawsze ktoś musi wygrywać?
Promienie świetlne
odbijały się od jasnych włosów dziewczyny sprawiając, że lśniły i wydawały
się złociste. Jason wpatrywał się w lazurowe tęczówki rywalki i próbował
odgadnąć, o czym myśli. Przyjrzał się uważnie jej twarzy. Była niezaprzeczalnie
śliczna, jednak nie zmieniało to faktu, że od dziecka ze sobą rywalizowali. We
wszystkim! Każde z nich chciało być lepsze od drugiego. Spojrzał jej prosto w
oczy w tym samym momencie, gdy ona popatrzyła w jego. Błękit kontra brąz. Walka
na spojrzenia. Kto wygra?
Na usta Elizabeth
wpłynął delikatny uśmiech, który z każdą sekundą stawał się coraz szerszy,
ukazując rząd idealnie białych i prostych zębów. Jason poczuł, jak robi mu się
ciepło w okolicach serca. Miała taki piękny uśmiech, który zmiękczał każde
ludzkie serce. Nawet takiego twardziela jak Jason Adams, który twierdził, że
panna Hudson jest niczym niewyróżniającą się dziewczyną. Oczywiście, że kłamał.
Nie mógł powiedzieć prawdy, ponieważ wtedy by przegrał. Odpłacił się
dziewczynie pięknym za nadobne. Posłał jej swój firmowy, łobuzerski uśmiech, na
widok którego miękły dziewczynom kolana. Czy podobnie będzie z Elizabeth
Hudson?
Przysunął się do niej na
tak niewielką odległość, że widział plamki na jej niebieskich tęczówkach. W
nozdrza uderzył go słodki, ale nie mdlący zapach jej perfum. Poczuł, że
zakręciło mu się w głowie od tej bliskości, jednak nie dał tego po sobie
poznać. Zbliżył usta do jej ucha i wyszeptał:
- Wyzywam Cię, Elizabeth Hudson – poczuł, jak
po jej drobnym ciele przeszedł dreszcz. Uśmiechnął się pod nosem zadowolony. –
Udowodnij mi, że potrafisz sprawić, że nie będę mógł myśleć o nikim innym, poza
Tobą. Rozbudź we mnie uczucia, pożądanie. Spraw, bym nigdy nie mógł zapomnieć o
Twoim głosie, dotyku – przegryzł delikatnie płatek jej ucha. Na szczupłych,
odsłoniętych ramionach Liz pojawiła się gęsia skórka. – Chyba, że to dla Ciebie
za trudne, co, Hudson?
Blondynka odsunęła się
trochę od Jasona i przyjrzała mu się uważnie. W jego brązowych tęczówkach
migotało rozbawienie wymieszane z zaciekawieniem. Uśmiechnęła się najładniej
jak potrafiła i oblizała wargi.
- Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych,
powinieneś się tego nauczyć przez te wszystkie lata – powiedziała. – Przyjmuję
wyzwanie. I wygram. Zawsze wygrywam.
Adams spojrzał na
Elizabeth wzrokiem, pt. „To się jeszcze okaże”.
Dziewczyna przysunęła
się do rywala tak, że stykali się ramionami. Nachyliła się nad jego uchem i
przejechała po nim delikatnie koniuszkiem języka. Widząc, że chłopak zadrżał
pod wpływem jej dotyku, uśmiechnęła się pod nosem z satysfakcją.
- Zamknij oczy – wyszeptała mu prosto do
ucha, a gdy spełnił jej polecenie, to kontynuowała: - I wyobraź sobie, że
leżysz sam na środku wielkiego pola o północy. Nad Tobą rozciąga się granatowe,
wręcz czarne niebo, a jedynym źródłem światła jest księżyc. Duża, jaśniejąca
kula. I jego małe towarzyszki, gwiazdy. A obok Ciebie leżę ja. Moje włosy,
które w świetle księżyca nabierają złocistej barwy, są rozsypane na Twoim
torsie. Podnoszę głowę, patrzę Ci głęboko w oczy i powoli zaczynam zbliżać
swoje usta do Twoich. Dotykam ich delikatnie – musnęła jego wargi leciutko
niczym dotyk piórka – lecz nie zatrzymuję się na nich na dłużej. Zjeżdżam niżej,
na policzek, później na szyję – jak mówiła tak też robiła. Czuła, jak po jego
ciele przechodzą dreszcze. – Obsypuję pocałunkami Twoje policzki, szyję.
Słyszę, jak Twoje serce mocno bije – przyłożyła dłoń do jego piersi i
zadowoleniem odnotowała, że rzeczywiście szybko bije. Spojrzała na jego
przystojną twarz i delikatnie przejechała opuszkami palców po jego policzku aż
do nasady szyi. Uśmiechnęła się delikatnie. – Dotykam Cię. Głaszczę po
policzku, szyi. A Ty spoglądasz na mnie, z uwielbieniem i miłością. Chcesz
dotknąć moich ust, lecz ja się odsuwam – wyszeptała tuż przy jego uchu.
Jason otworzył oczy i
spojrzał prosto w niebieskie tęczówki Lizzy. Wygrała. Rozpaliła w nim
pożądanie. Nie potrafił myśleć teraz o nikim innym. Przykrył jej drobną dłoń, która
spoczywała na jego piersi w miejscu, gdzie biło serce i ją lekko ścisnął.
- Nie odsuwaj się – wyszeptał cicho, patrząc
jej głęboko w oczy. Drugą dłoń położył na jej karku i przyciągnął jej twarz do
swojej. Ich usta złączyły się w delikatnym i czułym pocałunku, który po chwili
przerodził się w pełen namiętności i zachłanności. Języki Jasona i Elizabeth
współgrały ze sobą, tańcząc taniec, którego choreografię znali tylko oni. Adams
przeniósł jedną dłoń na jej plecy i przechylił dziewczynę tak, że położyła się
na trawie. Słyszał ze strony widowni gwizdy i krzyki, lecz nie zwracał na to
uwagi. Teraz liczyła się tylko Elizabeth. Tylko ona i on. Nikt więcej nie miał
prawa wchodzić z buciorami do ich świata. Oderwał się na chwilę od jej ust, by
zaczerpnąć powietrza. Spojrzał jej w oczy, uśmiechnął się czule na widok
zarumienionych policzków i odgarnął z jej czoła zabłąkany złocisty kosmyk. –
Zostań – wyszeptał i ponownie przywarł do niej ustami. Jednak nie na długo.
Elizabeth odsunęła się
od niego pośpiesznie, gdy tylko zorientowała się, w jakiej znaleźli się
sytuacji. To ona miała go uwieść i omamić, a nie odwrotnie! Dała się ponieść
emocjom, czego teraz pewnie będzie żałować. Jak mogła się dać tak wykorzystać?!
Jason spojrzał na nią
zaskoczony. Jeszcze przed chwilą wszystko było w porządku, a teraz nagle coś
się dzieje. Nic z tego nie rozumiał.
- Co się dzieje, Liz? – spytał zaniepokojony.
- Złaź ze mnie!
- Słucham?
- To, co słyszałeś – warknęła wściekła. –
Złaź ze mnie, Adams!
Zdezorientowany chłopak
zsunął się z blondynki, wstał i podał jej rękę, którą odtrąciła. Patrzył na
nią, ciągle nie rozumiejąc, co takiego się stało, że przerwała pocałunek. Teraz
bardziej przypominała starą, waleczną i zadzierającą nosa Elizabeth niż tą, z
którą miał do czynienia przed chwilą. Wrażliwą, czułą i uległą. Czuł, że
zbliżają się kłopoty.
I nie mylił się.
- Co Ty sobie, do diabła, wyobrażasz, co?! –
krzyknęła Hudson, zwracając na siebie uwagę widowni, która ucichła, aby nie
przegapić żadnego słowa. – Jesteś z siebie zadowolony? Dopiąłeś swego? Jesteś
dumny z tego, że wreszcie udało Ci się mnie wykorzystać?!
Jason spojrzał na nią
zszokowany.
- Liz, o czym Ty...?
- Cholera jasna! Adams! – wrzasnęła wściekła,
podpierając się pod boki. – Nie przerywaj mi! Daj mi choć raz powiedzieć to, co
chcę do końca. Jestem wściekła. – To akurat zauważyłem, pomyślał
chłopak. – Nie wiem, jak mogłam się dać tak omamić i wykorzystać. Zawsze
wiedziałam, że jesteś dupkiem, ale nie sądziłam, że masz aż taki tupet, żeby
mnie pocałować. Jestem zła na siebie za to!
Jason patrzył na
dziewczynę ze zdziwieniem i zrozumieniem jednocześnie. Domyślał się, jak mogła
się czuć. Zawsze ze sobą rywalizowali, a dzisiaj przełamali barierę i dali się
ponieść długo skrywanym emocjom. On nie żałował, ale zdaje się, że Elizabeth
tak.
Wyciągnął w jej kierunku
dłoń, jednak dziewczyna cofnęła się. Westchnął z rezygnacją.
- Lizzy, to nie tak – zaczął, a widząc, że
blondynka otworzyła usta, aby coś powiedzieć, dodał: - Nie, poczekaj. Pozwól mi
dokończyć. To nie jest tak jak myślisz. Nie wykorzystałem Cię. Nie mógłbym –
Elizabeth prychnęła lekceważąco, ale słuchała dalej. – Zawsze ze sobą
walczyliśmy, w każdej dziedzinie. Rzucaliśmy sobie wyzwania, przez co staliśmy
się doskonałymi aktorami, którzy pod maską chowają swoje prawdziwe uczucia.
Udawaliśmy, byle tylko osiągnąć zamierzony cel. Jednak dzisiaj – chwycił jej
dłoń mimo sprzeciwów – gdy mnie pocałowałaś, to coś zrozumiałem. Zdawałem sobie
sprawę, że to tylko gra z Twojej strony, jednak mimo wszystko podobało mi się
to. Czułem się wyjątkowo. Byłem szczęśliwy – Jason spojrzał w jej niebieskie
oczy, które wpatrywały się teraz w niego z uwagą. – Zrozumiałem, że nie
nienawidzę Cię. Że nie jesteś mi obojętna. To zdecydowanie coś więcej niż
sympatia. Uświadomiłem sobie, że jesteś dla mnie ważna i kocham Cię. Tak,
Elizabeth Hudson. Gdzieś w głębi serca czuję, że zawsze Cię kochałem. Tylko
byłem zbyt dumny, żeby się do tego przyznać. Za każdym razem, gdy Cię widzę, to
czuję, jak robi mi się ciepło w okolicach serca. Każdy Twój uśmiech – nieważne,
kpiący czy czuły – ważne, że skierowany do mnie napawa mnie ogromną radością. I
wiesz co? Jak tak sobie teraz myślę, to nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie u
boku.
Po wyznaniu Jasona
zapadła cisza. Zarówno w tłumie gapiów, jak i między nastolatkami. Elizabeth
próbowała to sobie jakoś poukładać w głowie i zrozumieć, dlaczego jej to teraz
powiedział. No i nie wiedziała, ile w tych słowach jest prawdy. Jak sam
powiedział, przez te wszystkie lata doskonale nauczyli się udawać, co chcą, aby
tylko dopiąć swego. Nie chciała się do tego publicznie przyznać, ale też od
dłuższego czasu zaczęła sobie zdawać sprawę z tego, że Jason jest dla niej kimś
więcej niż rywalem. Zaczynała coś do niego czuć, jednak nie zdawała sobie do końca
sprawy co.
Spojrzała na niego
przenikliwie, próbując odgadnąć, czy nie kłamał. Jednak z jego twarzy nie można
było nic wyczytać. Przybrał maskę. Spuściła wzrok, by chwilę później z powrotem
utkwić go w jego czekoladowych tęczówkach.
- A skąd mam wiedzieć, że to nie jest kolejna
gra z Twojej strony? – spytała, obserwując go uważnie, aby niczego nie
przegapić.
Jason westchnął ciężko i
spojrzał na nią, przykładając jej drobną dłoń, którą trzymał do miejsca, w
którym biło jego serce.
- Czujesz, jak szybko bije? – gdy kiwnęła
głową, kontynuował: - Bije tak tylko w Twojej obecności. Czasami mam wrażenie,
jakby chciało mi wyskoczyć z piersi, tak się cieszy na Twój widok.
- To wszystko, co mówisz jest piękne, ale...
– nie dokończyła, ponieważ Adams jej przerwał, chwytając ją za obie dłonie i
mówiąc:
- Nie, Liz. Żadne „ale”! To wszystko, co Ci
powiedziałem, to szczera prawda. Mówiłem to, co czułem – powiedział Adams,
ściskając jej dłonie. – Zrozumiem, jeśli chcesz czasu, żeby to przemyśleć i...
– przerwał, widząc, jak blondynka kręci przecząco głową. – O co chodzi?
Elizabeth spojrzała na
niego dużymi, błękitnymi oczami. Już wiedziała. Nie potrzebowała czasu na
namyślenia. Straciliby tylko oboje czas.
- Nie – wyszeptała. Jason spojrzał na nią
zdumiony, czekając na dalszy ciąg. – Nie potrzebuję czasu, aby upewnić się, co
do moich uczuć. To byłaby tylko strata czasu, Jason – spojrzała na niego i
uśmiechnęła się. – Wierzę Ci. I mam nadzieję, że i Ty uwierzysz mi, gdy powiem,
że... również Cię kocham.
Adams zamrugał
zaskoczony, ale chwilę później wziął Elizabeth w ramiona, podniósł do góry i
okręcił się z nią wokół własnej osi. Nie ma słów, które mogłyby opisać, jak
chłopak się czuł w tej chwili. Blondynka położyła dłonie na ramionach chłopaka,
odchyliła głowę do tyłu i roześmiała się szczęśliwa. Od strony widzów doszedł
ich odgłos oklasków. Zawsze byli przyzwyczajeni, że Elizabeth i Jason konkurują
ze sobą, a tu taka niespodzianka.
Chłopak postawił Liz na
ziemi i spojrzał jej w oczy, które tak jak jego były przepełnione szczęściem i
czułością. Złotowłosa przytuliła się do chłopaka, wtulając głowę w zagłębienie
na jego szyi.
- Tak się cieszę – wyszeptał Jason jej do
ucha.
Elizabeth zaśmiała się
cicho i spojrzała na niego z figlarnym błyskiem w oku.
- Ale wiesz co? Wyzywam Cię – powiedziała, a
Jason spojrzał na nią zdumiony. Myślał, że skończyli już z tymi głupotami.
Lizzy uśmiechnęła się łobuzersko. – Wyzywam Cię, abyś mi udowodnił, jak bardzo
mnie kochasz.
Jason zaśmiał się i, bez
zbędnych słów, po prostu namiętnie ją pocałował.
***
Witam po długiej
przerwie na nowym portalu!
Nowego rozdziału, jak
widać, nie ma, ponieważ są z nimi małe problemy, z którymi postaramy się jak
najszybciej uporać. Na razie prezentuję Wam taki mały przerywnik. Może nie jest
za dobry, bo dość długo nie pisałam, ale mam nadzieję, że się Wam spodoba. Mam
również nadzieję, że nie zapomnieliście o nas. ;-)
Miniaturka dedykowana
jest Zmince. Obyś szybko wróciła do zdrowia, kochana! A ze zdrowiem niech wróci
również i wena, bo bardzo za nią tęsknimy. ;*
W związku z przenosinami
mamy małą prośbę. Jeśli ktoś nadal chce być informowany o nowych postach, niech
napisze na początku komentarza „TAK”. Bardzo ułatwi to nam zadanie.
Pozdrawiam cieplutko!