piątek, 6 stycznia 2012

Rozdział 1


 - Wreszcie jesteś!
Victoire Charpentier od razu mocno przytuliła przyjaciółkę, gdy tylko zobaczyła ją w drzwiach. Było przedpołudnie najważniejszego dnia w życiu dziewczyny. Dzisiaj obchodziła swoje siedemnaste urodziny. Samo wydarzenie napawało ją niesamowitą ekscytacją i radością. Dawno nie cieszyła się tak bardzo z powodu starzenia się. No, ale różne dziwactwa są na tym świecie. Poprosiła swoją jedyną i najbardziej zaufaną przyjaciółkę, Franceskę Lorrain, o pomoc przy przygotowywaniu dekoracji na ten ważny dla niej dzień.
Wszystko już miała pokupowane, tylko trzeba było porozwieszać lub poustawiać w odpowiednich miejscach. Victoire na pewno sama dałaby sobie z tym radę, jednak towarzystwo koleżanki dodawało jej otuchy. We dwie zawsze raźniej, aniżeli w samotności.
 - Chodź - zwróciła się do brunetki, gdy ta ściągnęła płaszczyk i buty. - Wszystko już czeka na nas w salonie.
 - Już idę, idę - mruknęła dziewczyna, podążając za solenizantką.
Salon państwa Charpentier był urządzony bardzo skromnie, ale jednocześnie gustownie. Ściany były w ciemnym odcieniu błękitu, co w połączeniu z jasnymi panelami, którymi była wyłożona podłoga stanowiło idealną całość. Salon był miejscem, gdzie domownicy mogli się zrelaksować lub spędzić wspólnie miło czas. Naprzeciw wejścia, na długości ściany znajdowały się meble wykonane z ciemnego drewna, doskonale współgrającego z kolorystyką ścian. Po prawej stronie dziewczyn było duże okno z widokiem na ogród, a także drzwi balkonowe, przez które wychodziło się na taras. Z lewej strony, pod ścianą stał duży stół, który niedługo wypełni się przekąskami, napojami i innymi tego typu rzeczami. Natomiast obok stała kanapa i kilka puf. Środek salonu pełnił funkcję parkietu, gdzie zaproszeni goście będą mogli sobie potańczyć.
Franceska rozejrzała się dokładniej po wnętrzu, szukając czegoś, skąd mogłaby się wydobywać muzyka. I już po chwili znalazła wieżę, którą zapewne jej przyjaciółka przyniosła ze swojego pokoju. Wszystko było przygotowane, poza wystrojem. Przy ścianie pod oknem stało wielkie pudło po brzegi wypełnione ozdobami.
Fran jęknęła cicho w duchu. Przecież nie zdążą tego wszystkiego rozwiesić!
 - Victoire, gdzie ty chcesz to wszystko pomieścić? - spytała cicho brunetka, rozglądając się po pomieszczeniu. - Przecież ozdób jest dużo, a salon nie jest wielki.
 - Nie wykorzystamy wszystkich rzeczy, głuptasie. Tylko niektóre - zaśmiała się dziewczyna.
Franceska westchnęła cicho, podeszła do pudła i zaczęła w nim grzebać. Victoire poszła za nią i po chwili obie dmuchały kolorowe balony. Było ich mnóstwo! Ojciec Victoire, pan Charpentier, kupił ich trochę za dużo, jak sam powiedział: Lepiej mieć więcej, aniżeli miałoby zabraknąć, gdy zobaczył minę córki na widok ilości balonów. Po chwili cała podłoga w salonie była zapełniona różnobarwnymi balonami.
 - Gdzie będziemy je wieszać? - spytała Victoire.
 - Mnie o to pytasz? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Fran, uśmiechając się przy tym. - To ty tu jesteś solenizantką.
 - No tak, ale znając mnie dam gdzieś niepotrzebnie balony i będzie brzydko - blondynka wygięła usta w podkówkę i spojrzała prosząco na przyjaciółkę. - Prawda, że mi pomożesz?
 - No dobra - zaśmiała się ciemnowłosa i podniosła z podłogi trzy balony, które związała sznureczkiem.
Victoire, uradowana, że udało się jej przekonać przyjaciółkę, podnosiła kolejne balony i wiązała je tak jak Franceska. Miały przy tym trochę zabawy, bo balony czasami wyślizgiwały się im z rąk i "uciekały". Gdy wiązały już ostatnie balony, do salonu wszedł ojciec Victoire.
Pan Thierry Charpentier nie należał do młodych ludzi, ale nie był też stary. Jak na swój wiek, wyglądał całkiem dobrze. Jak na razie nie widać było żadnego siwego włosa. W porównaniu do córki, pan Charpentier był brunetem. Wysokim i dobrze zbudowanym. Bardzo dbał o córkę, bowiem tylko ona mu została po śmierci żony. Czasami był nadopiekuńczy w stosunku do Victoire, która już przecież nie była malutkim dzieckiem. Jednak to wszystko wynikało z troski o nią. Thierry Charpentier nie chciał stracić swojej jedynej, ukochanej córeczki. Dawał jej wszystko, czego tylko zapragnęła, bowiem chciał, by była szczęśliwa. Nie ma wspanialszej rzeczy niż widok uśmiechu na twarzy swojego dziecka.
Uśmiechnął się na widok zajętych dziewczyn.
 - Widzę, że całkiem nieźle wam to idzie - powiedział. - Nie musicie się śpieszyć. Do przyjęcia zostało jeszcze pięć godzin. Tymczasem ja muszę wyjść na jakąś godzinkę albo dwie - dodał, spoglądając na córkę z troską. - Dacie sobie same radę?
 - Jasne, tato - zapewniła go dziewczyna, rzucając na ziemię związane balony. - Nie masz się czym martwić.
 - To dobrze. Po drodze wstąpię jeszcze do cukierni po tort - powiedział mężczyzna. - Dzwoniła niedawno pani Maxime i mówiła, że można go odebrać. Bawcie się dobrze!
Victoire i Franceska pomachały panu Charpentier, gdy wychodził, a następnie zabrały się za rozwieszanie balonów w salonie.

Victoire włączyła muzykę.
 - Zostaw to już i chodź się pobawić - złapała koleżankę za rękę i pociągnęła ją na środek salonu.
 - Ale...
 - Nie ma żadnego "ale", Fran - przerwała przyjaciółce. - Wszystko jest już gotowe i została nam jeszcze godzina do przyjścia gości. Nie masz chyba zamiaru siedzieć przez ten czas bezczynnie?
 - No nie...
Victoire uśmiechnęła się szeroko i połaskotała Franceskę w brzuch. Zaskoczona dziewczyna odskoczyła szybko z piskiem, niemal przewracając miskę z chipsami. Jednak w ostatniej chwili Victoire złapała chwiejący się na krawędzi stołu talerz i odłożyła na swoje miejsce, a następnie podgłośniła muzykę. Uśmiechnęła się do przyjaciółki zachęcająco, wyciągając w jej stronę rękę. Brunetka jęknęła zrezygnowana i chwyciła dłoń blondynki. Po chwili obie wirowały na środku parkietu. Raz po raz, każda z dziewczyn obracała się wokół własnej osi pod ramieniem koleżanki lub kręciły się szybko w kółko. Gdy skończyła się piosenka, to obie opadły zdyszane i zarumienione na kanapę. Lubiły tańczyć, ale nie w takim tempie.
 - No i co, było aż tak źle? - spytała Victoire, uśmiechając się od ucha do ucha.
 - Nie - zaśmiała się Franceska. - Skoro jestem zmęczona po jednym tańcu, to co będzie potem?
Blondynka pytanie przyjaciółki skwitowała jedynie uśmiechem. Doskonale wiedziała, że gdy zabawa się rozkręci, to Fran i jej chłopak będą rządzić na parkiecie. Zawsze tak jest, ponieważ gdy leci jakaś piosenka, to oni nie umieją chwili usiedzieć spokojnie. Od razu ciągnie ich na parkiet, nawet jeżeli są już u kresu sił i wytrzymałości.
Victoire wstała i spojrzała na koleżankę.
 - Chodź, pójdziemy się przebrać - powiedziała solenizantka. - Chyba nie zamierzasz pokazać się Christianowi w tych ciuchach?
Franceska roześmiała się, wstała i wspólnie z Victoire wyszła z salonu, by móc się przygotować.

 - Jak myślisz, spodoba się jej? - spytał niepewnie szatyn, zaciskając dłoń na pudełeczku i przegryzając wargi.
 - No jasne, stary - zapewnił go towarzysz. - Której by się to nie spodobało?
Chłopak niosący pakunek wzruszył jedynie ramionami. Nie wiedział, czy dziewczynie spodoba się to, co dla niej wybrał. A jeżeli go wyśmieje? Chyba umarłby ze wstydu, gdyby ośmieszyła go na oczach wszystkich gości.
Spojrzał na zegarek i przyśpieszył widząc, że do rozpoczęcia imprezy zostało piętnaście minut, a on miał jeszcze spory kawałek do przejścia.
Nantes o tej porze roku wyglądało pięknie. Wszystko dookoła pokryte było warstwą śniegu, którego wciąż przybywało. Nie był fanem zimy, ponieważ było okropnie mroźno i łatwo można było się przeziębić lub zabić na oblodzonych ulicach czy chodnikach. Trzeba było bardzo uważać, ponieważ wystarczyłby jeden niewłaściwy ruch i tragedia gwarantowana.
Otrząsnął się z nieprzyjemnych myśli i spojrzał przed siebie. Już niedaleko, pomyślał widząc, że zbliżają się do fontanny, która zwykle latem tryskała wodą na prawo i lewo. Teraz była zamarznięta, co nie znaczyło, że wyrzeźbiona figura młodej kobiety była brzydsza. Wręcz przeciwnie! Gwiazdki mrozu dodały jej tylko uroku. Zima bez wątpienia jest piękna.

5 komentarzy:

  1. Nic w nim nie brakuje, a Ty jesteś przewrażliwiona, tyle ;d. Przygotowania do imprezy pełną parą, ci chłopcy dwaj... Hmmm.. Podejrzane ;d. Ale oczywiście ja wszystko wiem, następny rozdział jest mój ;)).

    OdpowiedzUsuń
  2. Co ma dla niej?! Co ma?! No co?! Ja chcę wiedzieeeeć ! ;(... Rozdział jest świetny i na pewno niczego w nim nie brakuje. Przewrażliwiona jesteś i tyle ;P. Podobało mi się to jak dziewczyny rozwieszały ozdoby. To było takie... naturalne i słodkie... w jakimś sensie...no... ;D.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem dlaczego, ale od razu polubiłam Franceskę. Dziewczyna po prostu ma coś w sobie. Victoire nie jest zła, aczkolwiek do jej przyjaciółki zapałałam większa sympatią. Przyjemnie było czytać, jak obie dziewczyny przygotowują salon do długo oczekiwanej imprezy, mającej uczcić siedemnaste urodziny blondynki. Jestem przekonana, że udekorowane przez nich pomieszczenie wygląda naprawdę cudownie. Pan Charpentier sprawia wrażenie wrażliwego, ciepłego człowieka, co bardzo mi się spodobało: niby miał niewielki udział w tym rozdziale, ale jego miłość do córki wydaje się namacalna. Zastanawia mnie jednak ostatni fragment rozdziału. Kim jest ten chłopak, który kupił coś wyjątkowego Victoire, która najwyraźniej jest dla niego ważna? Urwałaś w takim momencie, że ciekawość będzie mnie teraz zżerać cały czas ;D
    Tak czy inaczej jesteś chyba przewrażliwiona, bo według mnie rozdział jest bardzo dobry. Świetny początek nowej historii.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmmm... co to za prezent? A notka jest super i nie jesteś przewrażliwona :) Czekam na nn;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Notka jest naprawdę dobra i nie ma się co obawiać.
    Polubiłam obie dziewczyny i ciekawa jestem jak przebiegnie cała impreza oraz co to za prezent. :)
    No nic, pozostaje mi czekać na kolejny rozdział i gdyby to nie sprawiło problemu, to byłabym wdzięczna, gdybyście mnie powiadamiały o nowych rozdziałach.
    Pozdrawiam i w wolnym czasie zapraszam do mnie :)
    [sky-is-still-blue]

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy