niedziela, 17 czerwca 2012

Miniaturka: I należysz do mnie, choć to nie kwestia posiadania.

Promienie popołudniowego słońca odbijały się od tafli jeziora sprawiając, że mieniła się różnymi kolorami. Na trawie, niedaleko wody, siedziała dwójka nastolatków, a kilka metrów za nimi, pod dużym i rozłożystym dębem, stała grupka gapiów, która czekała tylko na rozwój akcji.
Taka sytuacja miała miejsce zawsze, gdy się spotykali. Elizabeth Hudson i Jason Adams. Odwieczni rywale, których wszyscy znają jako mistrzów ciętej riposty. Gdziekolwiek się razem by nie pojawili, to tam zawsze na pewno wydarzy się coś ciekawego. Oboje uparci, nie potrafiący się przyznać do błędu. Dumni i trwali w swoich postanowieniach.
Mijały sekundy, minuty i godziny, a oni potrafili siedzieć tak cały czas. Żadne z nich nie ustąpi, ponieważ każde z nich pragnie wygranej. Jednak, czy zawsze ktoś musi wygrywać?
Promienie świetlne odbijały się od jasnych włosów dziewczyny sprawiając, że lśniły i wydawały się złociste. Jason wpatrywał się w lazurowe tęczówki rywalki i próbował odgadnąć, o czym myśli. Przyjrzał się uważnie jej twarzy. Była niezaprzeczalnie śliczna, jednak nie zmieniało to faktu, że od dziecka ze sobą rywalizowali. We wszystkim! Każde z nich chciało być lepsze od drugiego. Spojrzał jej prosto w oczy w tym samym momencie, gdy ona popatrzyła w jego. Błękit kontra brąz. Walka na spojrzenia. Kto wygra?
Na usta Elizabeth wpłynął delikatny uśmiech, który z każdą sekundą stawał się coraz szerszy, ukazując rząd idealnie białych i prostych zębów. Jason poczuł, jak robi mu się ciepło w okolicach serca. Miała taki piękny uśmiech, który zmiękczał każde ludzkie serce. Nawet takiego twardziela jak Jason Adams, który twierdził, że panna Hudson jest niczym niewyróżniającą się dziewczyną. Oczywiście, że kłamał. Nie mógł powiedzieć prawdy, ponieważ wtedy by przegrał. Odpłacił się dziewczynie pięknym za nadobne. Posłał jej swój firmowy, łobuzerski uśmiech, na widok którego miękły dziewczynom kolana. Czy podobnie będzie z Elizabeth Hudson?
Przysunął się do niej na tak niewielką odległość, że widział plamki na jej niebieskich tęczówkach. W nozdrza uderzył go słodki, ale nie mdlący zapach jej perfum. Poczuł, że zakręciło mu się w głowie od tej bliskości, jednak nie dał tego po sobie poznać. Zbliżył usta do jej ucha i wyszeptał:
 - Wyzywam Cię, Elizabeth Hudson – poczuł, jak po jej drobnym ciele przeszedł dreszcz. Uśmiechnął się pod nosem zadowolony. – Udowodnij mi, że potrafisz sprawić, że nie będę mógł myśleć o nikim innym, poza Tobą. Rozbudź we mnie uczucia, pożądanie. Spraw, bym nigdy nie mógł zapomnieć o Twoim głosie, dotyku – przegryzł delikatnie płatek jej ucha. Na szczupłych, odsłoniętych ramionach Liz pojawiła się gęsia skórka. – Chyba, że to dla Ciebie za trudne, co, Hudson?
Blondynka odsunęła się trochę od Jasona i przyjrzała mu się uważnie. W jego brązowych tęczówkach migotało rozbawienie wymieszane z zaciekawieniem. Uśmiechnęła się najładniej jak potrafiła i oblizała wargi.
 - Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych, powinieneś się tego nauczyć przez te wszystkie lata – powiedziała. – Przyjmuję wyzwanie. I wygram. Zawsze wygrywam.
Adams spojrzał na Elizabeth wzrokiem, pt. „To się jeszcze okaże”.
Dziewczyna przysunęła się do rywala tak, że stykali się ramionami. Nachyliła się nad jego uchem i przejechała po nim delikatnie koniuszkiem języka. Widząc, że chłopak zadrżał pod wpływem jej dotyku, uśmiechnęła się pod nosem z satysfakcją.
 - Zamknij oczy – wyszeptała mu prosto do ucha, a gdy spełnił jej polecenie, to kontynuowała: - I wyobraź sobie, że leżysz sam na środku wielkiego pola o północy. Nad Tobą rozciąga się granatowe, wręcz czarne niebo, a jedynym źródłem światła jest księżyc. Duża, jaśniejąca kula. I jego małe towarzyszki, gwiazdy. A obok Ciebie leżę ja. Moje włosy, które w świetle księżyca nabierają złocistej barwy, są rozsypane na Twoim torsie. Podnoszę głowę, patrzę Ci głęboko w oczy i powoli zaczynam zbliżać swoje usta do Twoich. Dotykam ich delikatnie – musnęła jego wargi leciutko niczym dotyk piórka – lecz nie zatrzymuję się na nich na dłużej. Zjeżdżam niżej, na policzek, później na szyję – jak mówiła tak też robiła. Czuła, jak po jego ciele przechodzą dreszcze. – Obsypuję pocałunkami Twoje policzki, szyję. Słyszę, jak Twoje serce mocno bije – przyłożyła dłoń do jego piersi i zadowoleniem odnotowała, że rzeczywiście szybko bije. Spojrzała na jego przystojną twarz i delikatnie przejechała opuszkami palców po jego policzku aż do nasady szyi. Uśmiechnęła się delikatnie. – Dotykam Cię. Głaszczę po policzku, szyi. A Ty spoglądasz na mnie, z uwielbieniem i miłością. Chcesz dotknąć moich ust, lecz ja się odsuwam – wyszeptała tuż przy jego uchu.
Jason otworzył oczy i spojrzał prosto w niebieskie tęczówki Lizzy. Wygrała. Rozpaliła w nim pożądanie. Nie potrafił myśleć teraz o nikim innym. Przykrył jej drobną dłoń, która spoczywała na jego piersi w miejscu, gdzie biło serce i ją lekko ścisnął.
 - Nie odsuwaj się – wyszeptał cicho, patrząc jej głęboko w oczy. Drugą dłoń położył na jej karku i przyciągnął jej twarz do swojej. Ich usta złączyły się w delikatnym i czułym pocałunku, który po chwili przerodził się w pełen namiętności i zachłanności. Języki Jasona i Elizabeth współgrały ze sobą, tańcząc taniec, którego choreografię znali tylko oni. Adams przeniósł jedną dłoń na jej plecy i przechylił dziewczynę tak, że położyła się na trawie. Słyszał ze strony widowni gwizdy i krzyki, lecz nie zwracał na to uwagi. Teraz liczyła się tylko Elizabeth. Tylko ona i on. Nikt więcej nie miał prawa wchodzić z buciorami do ich świata. Oderwał się na chwilę od jej ust, by zaczerpnąć powietrza. Spojrzał jej w oczy, uśmiechnął się czule na widok zarumienionych policzków i odgarnął z jej czoła zabłąkany złocisty kosmyk. – Zostań – wyszeptał i ponownie przywarł do niej ustami. Jednak nie na długo.
Elizabeth odsunęła się od niego pośpiesznie, gdy tylko zorientowała się, w jakiej znaleźli się sytuacji. To ona miała go uwieść i omamić, a nie odwrotnie! Dała się ponieść emocjom, czego teraz pewnie będzie żałować. Jak mogła się dać tak wykorzystać?!
Jason spojrzał na nią zaskoczony. Jeszcze przed chwilą wszystko było w porządku, a teraz nagle coś się dzieje. Nic z tego nie rozumiał.
 - Co się dzieje, Liz? – spytał zaniepokojony.
 - Złaź ze mnie!
 - Słucham?
 - To, co słyszałeś – warknęła wściekła. – Złaź ze mnie, Adams!
Zdezorientowany chłopak zsunął się z blondynki, wstał i podał jej rękę, którą odtrąciła. Patrzył na nią, ciągle nie rozumiejąc, co takiego się stało, że przerwała pocałunek. Teraz bardziej przypominała starą, waleczną i zadzierającą nosa Elizabeth niż tą, z którą miał do czynienia przed chwilą. Wrażliwą, czułą i uległą. Czuł, że zbliżają się kłopoty.
I nie mylił się.
 - Co Ty sobie, do diabła, wyobrażasz, co?! – krzyknęła Hudson, zwracając na siebie uwagę widowni, która ucichła, aby nie przegapić żadnego słowa. – Jesteś z siebie zadowolony? Dopiąłeś swego? Jesteś dumny z tego, że wreszcie udało Ci się mnie wykorzystać?!
Jason spojrzał na nią zszokowany.
 - Liz, o czym Ty...?
 - Cholera jasna! Adams! – wrzasnęła wściekła, podpierając się pod boki. – Nie przerywaj mi! Daj mi choć raz powiedzieć to, co chcę do końca. Jestem wściekła. – To akurat zauważyłem, pomyślał chłopak. – Nie wiem, jak mogłam się dać tak omamić i wykorzystać. Zawsze wiedziałam, że jesteś dupkiem, ale nie sądziłam, że masz aż taki tupet, żeby mnie pocałować. Jestem zła na siebie za to!
Jason patrzył na dziewczynę ze zdziwieniem i zrozumieniem jednocześnie. Domyślał się, jak mogła się czuć. Zawsze ze sobą rywalizowali, a dzisiaj przełamali barierę i dali się ponieść długo skrywanym emocjom. On nie żałował, ale zdaje się, że Elizabeth tak.
Wyciągnął w jej kierunku dłoń, jednak dziewczyna cofnęła się. Westchnął z rezygnacją.
 - Lizzy, to nie tak – zaczął, a widząc, że blondynka otworzyła usta, aby coś powiedzieć, dodał: - Nie, poczekaj. Pozwól mi dokończyć. To nie jest tak jak myślisz. Nie wykorzystałem Cię. Nie mógłbym – Elizabeth prychnęła lekceważąco, ale słuchała dalej. – Zawsze ze sobą walczyliśmy, w każdej dziedzinie. Rzucaliśmy sobie wyzwania, przez co staliśmy się doskonałymi aktorami, którzy pod maską chowają swoje prawdziwe uczucia. Udawaliśmy, byle tylko osiągnąć zamierzony cel. Jednak dzisiaj – chwycił jej dłoń mimo sprzeciwów – gdy mnie pocałowałaś, to coś zrozumiałem. Zdawałem sobie sprawę, że to tylko gra z Twojej strony, jednak mimo wszystko podobało mi się to. Czułem się wyjątkowo. Byłem szczęśliwy – Jason spojrzał w jej niebieskie oczy, które wpatrywały się teraz w niego z uwagą. – Zrozumiałem, że nie nienawidzę Cię. Że nie jesteś mi obojętna. To zdecydowanie coś więcej niż sympatia. Uświadomiłem sobie, że jesteś dla mnie ważna i kocham Cię. Tak, Elizabeth Hudson. Gdzieś w głębi serca czuję, że zawsze Cię kochałem. Tylko byłem zbyt dumny, żeby się do tego przyznać. Za każdym razem, gdy Cię widzę, to czuję, jak robi mi się ciepło w okolicach serca. Każdy Twój uśmiech – nieważne, kpiący czy czuły – ważne, że skierowany do mnie napawa mnie ogromną radością. I wiesz co? Jak tak sobie teraz myślę, to nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie u boku.
Po wyznaniu Jasona zapadła cisza. Zarówno w tłumie gapiów, jak i między nastolatkami. Elizabeth próbowała to sobie jakoś poukładać w głowie i zrozumieć, dlaczego jej to teraz powiedział. No i nie wiedziała, ile w tych słowach jest prawdy. Jak sam powiedział, przez te wszystkie lata doskonale nauczyli się udawać, co chcą, aby tylko dopiąć swego. Nie chciała się do tego publicznie przyznać, ale też od dłuższego czasu zaczęła sobie zdawać sprawę z tego, że Jason jest dla niej kimś więcej niż rywalem. Zaczynała coś do niego czuć, jednak nie zdawała sobie do końca sprawy co.
Spojrzała na niego przenikliwie, próbując odgadnąć, czy nie kłamał. Jednak z jego twarzy nie można było nic wyczytać. Przybrał maskę. Spuściła wzrok, by chwilę później z powrotem utkwić go w jego czekoladowych tęczówkach.
 - A skąd mam wiedzieć, że to nie jest kolejna gra z Twojej strony? – spytała, obserwując go uważnie, aby niczego nie przegapić.
Jason westchnął ciężko i spojrzał na nią, przykładając jej drobną dłoń, którą trzymał do miejsca, w którym biło jego serce.
 - Czujesz, jak szybko bije? – gdy kiwnęła głową, kontynuował: - Bije tak tylko w Twojej obecności. Czasami mam wrażenie, jakby chciało mi wyskoczyć z piersi, tak się cieszy na Twój widok.
 - To wszystko, co mówisz jest piękne, ale... – nie dokończyła, ponieważ Adams jej przerwał, chwytając ją za obie dłonie i mówiąc:
 - Nie, Liz. Żadne „ale”! To wszystko, co Ci powiedziałem, to szczera prawda. Mówiłem to, co czułem – powiedział Adams, ściskając jej dłonie. – Zrozumiem, jeśli chcesz czasu, żeby to przemyśleć i... – przerwał, widząc, jak blondynka kręci przecząco głową. – O co chodzi?
Elizabeth spojrzała na niego dużymi, błękitnymi oczami. Już wiedziała. Nie potrzebowała czasu na namyślenia. Straciliby tylko oboje czas.
 - Nie – wyszeptała. Jason spojrzał na nią zdumiony, czekając na dalszy ciąg. – Nie potrzebuję czasu, aby upewnić się, co do moich uczuć. To byłaby tylko strata czasu, Jason – spojrzała na niego i uśmiechnęła się. – Wierzę Ci. I mam nadzieję, że i Ty uwierzysz mi, gdy powiem, że... również Cię kocham.
Adams zamrugał zaskoczony, ale chwilę później wziął Elizabeth w ramiona, podniósł do góry i okręcił się z nią wokół własnej osi. Nie ma słów, które mogłyby opisać, jak chłopak się czuł w tej chwili. Blondynka położyła dłonie na ramionach chłopaka, odchyliła głowę do tyłu i roześmiała się szczęśliwa. Od strony widzów doszedł ich odgłos oklasków. Zawsze byli przyzwyczajeni, że Elizabeth i Jason konkurują ze sobą, a tu taka niespodzianka.
Chłopak postawił Liz na ziemi i spojrzał jej w oczy, które tak jak jego były przepełnione szczęściem i czułością. Złotowłosa przytuliła się do chłopaka, wtulając głowę w zagłębienie na jego szyi.
 - Tak się cieszę – wyszeptał Jason jej do ucha.
Elizabeth zaśmiała się cicho i spojrzała na niego z figlarnym błyskiem w oku.
 - Ale wiesz co? Wyzywam Cię – powiedziała, a Jason spojrzał na nią zdumiony. Myślał, że skończyli już z tymi głupotami. Lizzy uśmiechnęła się łobuzersko. – Wyzywam Cię, abyś mi udowodnił, jak bardzo mnie kochasz.
Jason zaśmiał się i, bez zbędnych słów, po prostu namiętnie ją pocałował.

***

Witam po długiej przerwie na nowym portalu!
Nowego rozdziału, jak widać, nie ma, ponieważ są z nimi małe problemy, z którymi postaramy się jak najszybciej uporać. Na razie prezentuję Wam taki mały przerywnik. Może nie jest za dobry, bo dość długo nie pisałam, ale mam nadzieję, że się Wam spodoba. Mam również nadzieję, że nie zapomnieliście o nas. ;-)
Miniaturka dedykowana jest Zmince. Obyś szybko wróciła do zdrowia, kochana! A ze zdrowiem niech wróci również i wena, bo bardzo za nią tęsknimy. ;*
W związku z przenosinami mamy małą prośbę. Jeśli ktoś nadal chce być informowany o nowych postach, niech napisze na początku komentarza „TAK”. Bardzo ułatwi to nam zadanie.
Pozdrawiam cieplutko!

Obserwatorzy